... w którym poznajemy Gabrysię, Majkę i Julę, a także największe marzenie jednej z nich i co o tym marzeniu sądzą pozostałe.
To
miejsce urzekało. Pięknem, ciepłem i spokojem. Pośrodku rozległej leśnej
polany, otoczonej wiekowymi dębami, stał niewielki domek o pobielanych wapnem
ścianach, ze szprosowymi okienkami na parterze i balkonem na piętrze, kryty
ładną, choć wiekową, miejscami porośniętą mchem, czerwoną dachówką. Do wnętrza
prowadziło kilka schodków i ganek z witrażowymi szybkami. Nad solidnymi
dębowymi drzwiami wisiała mosiężna tabliczka: „Leśna Polana 1898”.
Tuż
obok domku rosła potężna lipa. Zapach jej kwiatów po prostu oszałamiał. Był
słodki, miodowy, przywracał wspomnienia dzieciństwa i wakacji na wsi. Dobre
wspomnienia. Chciałoby się usiąść na drewnianej ławeczce w cieniu drzewa, z
pajdą jeszcze ciepłego chleba, grubo smarowanego świeżutkim masłem i posypanego
cukrem, zjeść go do ostatniej kruszynki, a potem zamknąć oczy i po prostu
odpłynąć myślami gdzieś daleko, zapomnieć o całym świecie...
Panowała
tu błoga cisza, jakiej nigdy nie znajdziesz w mieście, lecz jednocześnie las
wokół był pełen życia. Nad lipą unosiły się setki pszczół, pracowicie
uwijających się wokół drobnych kwiatków. Śpiew ptaków - drozdów, kosów, sikorek
i zięb – dobiegał ze wszystkich stron. Było pięknie…
To
uczucie – całkowitego zauroczenia – można było ujrzeć w oczach jednej, i tylko
jednej, z trzech kobiet, które w milczeniu siedziały pod lipą na ławeczce,
zbitej z paru poszarzałych ze starości desek. Gabriela Leszeńska nie mogła
oderwać od chatki zachwyconego spojrzenia. Jej dwie przyjaciółki – Majka i
Julia – miały nieco inne uczucia wypisane na twarzy: Jula była zatroskana,
Majka zaś… właściwie nie wiadomo, co sobie w tej chwili myślała ta ostatnia.
-
No dobrze – odezwała się nagle – przytelepałyśmy się tutaj ponad sto kilosów,
obejrzałyśmy kolejną ruderę i możemy wracać.
Gabriela
posłała jej żałosne spojrzenie. Gdyby o nią samą chodziło, rozłożyłaby się obozem
u stóp chatki i trwałaby w zakochaniu tym domkiem dopóty, dopóki ktoś by się
nad nią nie ulitował i albo zabrałby ją stąd przemocą, albo pozwolił jej tu
zamieszkać. Najlepiej to drugie.
-
Tu jest tak ślicznie – szepnęła.
Julia,
której współczujące serce próbowało zrozumieć przyjaciółkę, pospieszyła z
odpowiedzią:
-
Bardzo pięknie, Gabryniu, wierzę ci, ale… tak naprawdę nie chciałabyś tu
mieszkać. Ten domek nadaje się do rozbiórki, stoi w środku lasu, a wiesz, jak
niebezpiecznie bywa na takim odludziu i jak ciężkie bywają zimy, a poza tym… mówiłaś,
że jakiś deadline wisi ci nad głową? Musisz skończyć kosztorys, prawda?
Tym
razem ją Gabrysia obdarzyła spojrzeniem zbitego psa. To zawsze kończyło się tak
samo: ona znajdowała w internecie domek marzeń, prosiła Majkę, która jako
jedyna z trzech przyjaciółek dorobiła się samochodu, by ją tam zawiozła,
jechały we trzy – Gabriela, Majka i nieodłączna Julia – po czym Gabrysia z
miejsca zakochiwała się w domku, co dla osoby od lat pętającej się po
wynajętych kawalerkach wydawało się naturalne, a one mniej lub bardziej
subtelnie wybijały jej z głowy pomysł kupna kolejnej rudery.
Majka
w chacie rozwalającej się w środku lasu nie widziała niczego pociągającego,
Jula na samą myśl, że którakolwiek z przyjaciółek mogłaby zamieszkać na takim
pustkowiu czuła czystą trwogę. Jeszcze Majka, silna, przebojowa i zdecydowana,
której żaden bandzior nie podskoczy, bo natychmiast rzuci mu się do gardła,
poradziłaby tu sobie, ale Gabrysia? Delikatna, wrażliwa, bujająca w obłokach
Gabriela Leszeńska? O nieee…
-
Nie masz na ten dom pieniędzy – ucięła, ściągając przyjaciółkę na ziemię tak
brutalnie, że nawet Majka spojrzała na Julę z podziwem. Takie to niewiniątko,
zawsze dla każdego ma dobre słowo, a proszę, jak potrafi rozprawić się z
marzeniami naszej Gabryni kochanej…
Gabriela
westchnęła ciężko – do takich westchnień przyjaciółki przywykły – po czym wstała
z ławki, odwróciła się na pięcie i ruszyła do samochodu, zostawiając Majkę i
Julę przed domem. Odprowadziły ją smutnym spojrzeniem. Znały dwa największe
marzenia Gabrysi, gdyby mogły, nieba by jej przychyliły, bo nie tylko była ich
przyjaciółką przez duże P, ale po tym co w życiu przeszła i jak dobrym człowiekiem
pozostała mimo takich przeżyć, zasługiwała na wszystko, co najlepsze, ale…
żaden domek, który Gabriela wyszukała w necie, po prostu nie nadawał się do
zamieszkania, a spełnienie drugiego marzenia, zależało tylko od Gabrysi. Ot co. Jeżeli my same nie wyciągniemy
ręki po to, czego pragniemy, nikt za nas tego nie zrobi. Owszem, ktoś może nam pomóc
w dotarciu do celu, ale to do nas należy pierwszy krok.
-
Wracamy, co? – odezwała się Majka, patrząc na chałupkę zamyślonym spojrzeniem.
-
Wracamy – odparła Jula, oglądając się na siedzącą już w samochodzie Gabrielę. –
Ona płacze – dodała cicho.
Rzeczywiście,
Gabrysia nie potrafiła powstrzymać łez, które chwilę temu, przed domkiem
napłynęły jej do oczu. Ale w tamtym momencie były to łzy wzruszenia, bo po raz
drugi w życiu, stojąc pośrodku rozświetlonej słońcem leśnej polany, przed
domem, który mogłaby pokochać, poczuła to coś. Głębokie przekonanie, płynące z
dna duszy, że oto znalazła spokojną przystań, „tu jesteś bezpieczna, tu
zostaniesz, oto twoje miejsce na ziemi” – znów zdawało się śpiewać serce.
Ale
marzenia marzeniami, a rzeczywistość rzeczywistością. Jej dwie przyjaciółki – w
dobrych intencjach oczywiście – sprawiły, że ten śpiew umilkł. Zastąpił go głos
rozsądku: nic z tego nie będzie. Możesz wracać do wynajętej nory i zająć się
tym, co do ciebie należy, kolejnym kosztorysem. Powlokła się więc do samochodu,
nie chcąc już więcej ranić siebie samej mrzonkami, ale siedząc w dusznym
wnętrzu sportowej mazdy po prostu… rozpłakała się. Z żalu nad kolejnym, czy
właściwie tym samym, rozwianym marzeniem. Pochyliła twarz, by przyjaciółki nie
widziały tych łez, ocierała je raz po raz, nim popłynęły po policzkach, lecz
Jula była spostrzegawcza. I bardzo kochała Gabrysię.
-
Musimy coś zrobić – odezwała się powtórnie, patrząc na Majkę wyczekująco.
Ta
wzruszyła ramionami:
-
Ja mogę jej tę ruderę zafundować, ale Gabi nie przyjmie ode mnie pieniędzy.
Wiesz o tym przecież. Na swój wymarzony dom musi zarobić sama, to jej słowa.
„Jeśli nie potrafię, to znaczy, że jestem do niczego i nie zasługuję na własne
cztery kąty” – to również słyszałyśmy nie raz.
-
Wiem… wiem… - Jula zmartwiona pokręciła głową. – To co zrobimy?
-
Poczekamy, aż jej przejdzie. Zawsze przechodzi… - dokończyła Majka z goryczą,
bardziej mając na myśli siebie samą, niż Gabrielę. Ona zaliczyła równie dużo
rozczarowań i wiedziała jedno: czas i brak nadziei wyleczą z każdego marzenia.
Julka
nie była jednak przekonana.
-
Ale ona do tej pory za żadnym domem nie płakała!
Majka
obejrzała się na samochód. Gabrysia siedziała wyprostowana, ze wzrokiem wbitym w
przednią szybę. Nie miała pojęcia o czym dyskutują przyjaciółki przed domem,
który im się nie podobał i… nie obchodziło jej już to. Skoro nie mogła tu
zostać, chciała wracać. Jak najszybciej, dopóki serce zupełnie nie rozsypie się
jej z żalu.
-
Już nie płacze – odparła z pozorną beztroską Majka. – A na twoim miejscu
zajęłabym się raczej swoimi sprawami, bo Gabrina ma jednak gdzie mieszkać,
haruje ciężko i na wynajęcie mieszkania ją stać, ty natomiast, mój śliczny,
beztroski motylku, gdy puści cię kantem kolejny Misio-Pysio, znów przytelepiesz
się do Gabrysi albo do mnie z całym swoim dobytkiem, to jest jedną torbą
ciuchów, laptopem i szczoteczką do zębów, prosząc o dach nad głową.
Julę
zatkało z oburzenia.
-
Jesteś podła! Już nigdy cię o nic nie poproszę!
-
Nigdy nie mów nigdy, kochana. – Majka uśmiechnęła się, ale nie był to złośliwy
uśmiech. – To nigdy potrwa może miesiąc, nie dłużej. Czy twój nowy Misiaczek
już każe ci prać swoje brudne gacie i śmierdzące skarpetki, czy jeszcze
jesteście na etapie miłości romantycznej?
-
Zazdrościsz, bo nie miałaś okazji prać nikomu gaci ani skarpetek! – odgryzła
się Julia.
-
I bardzom z tego rada! Ja nigdy poza stadium romantyzmu nie wyszłam, ty zaś od
razu pozwalasz się wpychać w niewdzięczną rolę gosposi i kucharki, a to nie
tędy droga do udanego związku, kochana Juleczko, nie tędy…
-
Powiedziała ta, której jednonocne związki zawsze zaczynały się i kończyły w
łóżku.
-
I niech tam zostaną.
One
dwie od początku tej dziwnej, dla postronnych zupełnie niemożliwej przyjaźni,
zawsze darły ze sobą koty. Trzydziestodwuletnia Majka nie potrafiła zrozumieć
młodszej o siedem lat Julii, a Julia Majki. Gabrysia podczas ich sprzeczek
trzymała się z boku, od czasu do czasu pocieszając tę bardziej zranioną. Jej
nie pociągał status kochanki, którą poznawało się na zakrapianej imprezie i
zmieniało na następnej – a tak pozwalała się traktować Majka, sama równie
często porzucając partnerów. Gabrieli nie odpowiadała również rola zastępczej
mamusi dla dwukrotnie starszych facetów, w którą z uporem maniaka pakowała się
Jula. Jakim cudem ta dziewczyna, młoda, inteligentna i naprawdę śliczna,
przyciągała tylko takich właśnie podtatusiałych, zapuszczonych, wygodnych
egoistów, jej dwie przyjaciółki nie miały pojęcia. To był jakiś niezbadany,
światowy fenomen!
Ale
chociaż Jula, Gabrysia i Majka różniły się w kwestii poglądów na miłość,
mężczyzn i związki jako takie, to ich przyjaźń, która zrodziła się w
niezwykłych okolicznościach i przetrwała bardzo wiele trudnych chwil, pozostała
niezachwiana. Mogły być przez facetów zdradzane i porzucane, mogły ich kochać,
by w następnej chwili nienawidzić, mogły raz bujać w obłokach, by
niespodziewanie pogrążać się w rozpaczy, mogły być „do rany przyłóż”, a
następnego dnia wręcz przeciwnie: nieznośne, że bez kija nie podchodź, ale
przyjaciółki stały po ich stronie zawsze, na przekór całemu męskiemu światu,
właściwie na przekór całemu światu!
To
do Gabrieli i Majki mogła przyjść Jula o każdej porze dnia i nocy, z
przysłowiową szczoteczką do zębów i niczym więcej, gdy kolejny „już prawie mąż”
stwierdzał, że jednak nie nadaje się ona na jego partnerkę, nie jest klonem ukochanej
mamusi i najlepiej byłoby, gdyby wróciła do siebie. Jakby Jula owe „do siebie”
kiedykolwiek miała. To do Gabrysi i Julii mogła przyjść również o każdej porze
Majka, by wypłakać się z kolejnego rozczarowania kolejnym pięknym, ale tylko
pięknym samcem. To do Majki i Julii mogła przybiec Gabriela, gdy świat stawał
się nie do zniesienia, a ona traciła nadzieję, że kiedyś i do niej los się
uśmiechnie…
Teraz
też, mimo niebyt miłej wymiany zdań, choć one nazwałyby to przyjacielską
sprzeczką, Jula z Majką wróciły do samochodu, gdzie Gabriela, otarłszy łzy,
powitała je uśmiechem, jakby nigdy nic.
-
O czym plotkowałyście? – zapytała.
-
O facetach, jak zwykle. – Majka wzruszyła ramionami. – Chciałam się założyć z
Julą, kiedy znudzi się Tomaszkowi…
-
A ja, kiedy Majka znudzi się… Markowi? Mariuszowi?... właściwie nie wiem komu,
bo nie nadążam – wtrąciła uszczypliwie Julka.
-
No właśnie, ale stwierdziłyśmy, że szkoda forsy na takie zakłady. – Majka
usiadła za kierownicą i rzuciła szybkie, ale uważne spojrzenie we wsteczne
lusterko.
Gabriela
patrzyła na chatkę z wyrazem takiej tęsknoty i rozpaczy w oczach, że Majka…
poczuła jej uczucia jak swoje własne. To nie była kolejna chałupa, którą Gabi
znalazła, obejrzała i z którą da sobie spokój. To było… zupełnie coś innego.
-
Byłaś tu już kiedyś, prawda? – domyśliła się nagle.
Gabrysia
zamrugała, jak obudzona ze snu i przeniosła wzrok na przyjaciółkę. Mogła
skłamać, że nie, skądże znowu, przecież nie ciągnęłaby ich taki kawał drogi,
gdyby już kiedyś widziała ten dom. Mogła zbyć Majkę wzruszeniem ramion, co
tamta zrozumiałaby tak, jak chciałaby zrozumieć. Ale… Maja i Jula były dla
Gabrieli – oprócz ojca – najbliższymi istotami pod słońcem. Oprócz nich nie miała
nikogo. Jak mogłaby teraz im zełgać?
-
Byłam. Dawno temu – odezwała się cicho, spuszczając wzrok, by bystre oczy
dziewczyny nie dostrzegły burzy uczuć, jakie wywołało w Gabrysi wspomnienie
tamtego dnia, sprzed lat, gdy miała nadzieję… na wszystko.
Nadzieja
prysła. Ona, Gabriela, omal nie przypłaciła tej nadziei życiem. Przyszłość,
jaka wtedy rysowała się przed nią, została starta brutalną dłonią przez Los,
czy raczej jego okrutne narzędzie, ale domek… ten sam, pobielany wapnem, ze
szprosowymi okienkami i balkonikiem na piętrze, nadal stał tutaj, pośrodku
leśnej polany. A skoro on przetrwał tyle lat, czekając na Gabrysię, może ona
także powinna odnaleźć w sercu tamte marzenia? Była tylko – czy może aż –
dziewięć lat starsza. Jeszcze nie jest za późno… jeszcze nie…
-
Tak. Byłam tu przed… tym wszystkim. – Machnęła ręką w niesprecyzowanym
kierunku, ale dziewczyny wiedziały o czym mówi, czy przynajmniej domyślały się,
bo Gabriela nigdy tak naprawdę nie powiedziała im nic więcej o swojej
przeszłości. – Wtedy tak samo jak dziś chciałam tu, w tym domku, na tej
polanie, pozostać. I tak samo jak dziś musiałam zrezygnować…
-
Ej, kto powiedział, że rezygnujesz?! – zaprotestowała Majka.
Jula
posłała jej zdumione spojrzenie. Przed chwilą Majka była innego zdania! To nie
jest miejsce dla samotnej trzydziestodziewięcioletniej kobiety, to nie jest
miejsce dla wrażliwej, łatwej na zranienia Gabrysi Leszeńskiej! Skąd nagle ta zmiana
frontu? Po co Gabrielę utwierdzać w jej mrzonkach?
-
Przecież wiesz, że nie mam pieniędzy… - odparła Gabrysia cicho.
-
Na coś naprawdę ważnego pieniądze zawsze się znajdą – stwierdziła Majka.
-
Może dla ciebie, bo forsy masz jak lodu – wtrąciła Julia. – Nie wszyscy mieli
szczęście urodzić się w bogatej rodzinie.
Tak.
Wszystkie trzy znały swoje finanse. Gabi zarabiała nieźle jako kosztorysantka,
ale wszystko wydawała na czynsz za wynajęte mieszkanie i pomoc ojcu. Jula nie
miała grosza przy duszy. Nie dlatego, że była leniwa i nie chciało się jej
wziąć do roboty, ale dlatego, że była początkującą aktorką. Bez pracy jak na
razie. A początki zawsze są trudne. Natomiast Majka… o, ta na ich tle była prawdziwą
krezuską. Zarabiała świetnie w swojej korpo, stać ją było na dobry samochód,
drogie ciuchy i jeszcze droższy apartament z widokiem na Wisłę, a jeśli tego
byłoby mało, miała nieprzyzwoicie bogatych rodziców, którzy swojej jedynaczce
przychyliliby nieba, zapłaciliby za wszystkie kaprysy i kupili, co tylko by
sobie zażyczyła, pod jednym wszakże warunkiem: by nie domagała się ich
obecności, pomocy, czasu, czy uwagi. Majka, co wydawało się kuriozalne, była w
dzieciństwie równie samotna, mając oboje rodziców, co Jula, która nie miała
żadnego. Z nich wszystkich tylko Gabriela mogła się pochwalić w miarę normalnym
dzieciństwem. Do czasu, gdy nie straciła matki i siostry, stanowili we czwórkę:
ona, Zuzia, mama i tata, naprawdę wspaniałą, kochającą się rodzinę, za którą
tęsknotę Gabriela do dziś nosiła w sercu…
Majka
przekręciła kluczyk. Wszelkie tęsknoty prysły. Potężny silnik mazdy zawarczał
nisko. Była nowa, lśniła czystością, pachniała jeszcze salonem i skórzanymi
obiciami i stanowiła oczko w głowie właścicielki, dopóki nie znudzi się i Majka
nie zamieni jej na nowszy model. Dokładnie tak, jak faceta, z którym teraz
była. Marka, Mariusza? – dziewczyny nie nadążały za zmieniającymi się jak w
kalejdoskopie miłościami przyjaciółki.
Ruszyła, tak jak to ona, gwałtownie, aż tylne
koła zabuksowały na trawie.
-
Niszczysz poszycie! – zauważyła Julia, przypinając się pasami.
-
Lepiej poszycie, niż pożycie – mruknęła Majka, pozostając myślami na leśnej
polanie.
Dom
nie mógł być drogi. Rozwalająca się chałupa w środku lasu... Ile mogła być
warta? Stówę? Co najwyżej. Tyle to Majka miała na koncie bieżącym. Ale Gabriela
nie posiadała pewnie ułamka tej kwoty.
-
Ile za niego chcą? – rzuciła w przestrzeń, nie odrywając wzroku od szosy, na
którą przed chwilą wjechała.
-
Za dużo – odparła Gabrysia, patrząc w okno.
-
Dla ciebie, golasko, zawsze jest „za dużo” – prychnęła Majka. – Ile?
-
Sto pięćdziesiąt.
Majka
zakrztusiła się własnym oddechem. Julka też. Gabriela skuliła ramiona,
spodziewając się wybuchu.
-
Chyba żartujesz?! – krzyknęły obydwie. Dobrze się spodziewała.
-
Za taką ruderę, za którą ja osobiście nie dałabym złamanego grosza…
-
Oprócz domu jest tam niemal hektar ziemi, czyli polany, na której on stoi i
pięć hektarów lasu.
-
A komu zależy na lesie?!
-
Mnie zależy – odparła Gabriela żałośnie.
Czy
one nie rozumiały, że ten domek miał dla niej zupełnie inną wartość? Był
powrotem do dawnych, pięknych czasów, gdy nie wydarzyło się jeszcze w jej życiu
całe zło. Gdyby należał do niej, tak jak miał należeć wtedy, dziewięć lat temu,
może… może powróciłaby nadzieja na lepszą przyszłość? Ten domek był… niczym
talizman, w którym Gabriela niemal dekadę wcześniej zaklęła swoje marzenia. Ale
jak przyjaciółkom o tym powiedzieć? Przecież nawet jej wydało się to
niedorzeczne. Piękną przyszłość można budować nawet w wynajętej kawalerce.
Nawet będąc bezdomną pod mostem. Wystarczy tylko determinacja i chęć. Tyle razy
mówiła to Julii… Majkę też tak kiedyś pocieszała. Dlaczego nie potrafiła tej
chęci i determinacji wykrzesać z samej siebie?
Bo
nosiła piętno na ciele, sercu i duszy. Właśnie dlatego.
-
To nie ma już znaczenia – odezwała się nagle. – Nie chcę tego domu.
-
Akurat… – mruknęła Majka. – Ciekawe, jak długo będziesz do niego wzdychała, nim
rzeczywiście odpuścisz.
-
Nie dłużej niż ty do następnej „wielkiej miłości” – wtrąciła Julia. Uwielbiały
z Majką dokuczać sobie nawzajem.
-
A założymy się, że tym razem będzie to prawdziwa wielka miłość? – Majka uniosła
wyzywająco podbródek.
-
Dawaj, zakładamy się. – Jula bez wahania wyciągnęła rękę. – O co?
-
Zaraz, zaraz, nie tak prędko. Ty, śpiąca królewno, też czekasz na swego
księcia.
-
Ja już znalazłam! Jestem w stałym, szczęśliwym związku z Tomaszem! – obruszyła
się Julia.
-
Weź nic mi o nim nie mów…
-
Co znowu masz do Tomasza?! Przecież go nawet na oczy nie widziałaś!
-
Nie widziałam, bo on nie chce nas poznać! Nie chce się spotkać z najbliższymi
przyjaciółkami swojej przyszłej żony! Chyba, że to ty się nas wstydzisz.
-
Nawet tak nie myśl! – oburzyła się Julia. – Chciałam was zaprosić, naprawdę,
wiele razy, ale Tomasz jest stale zajęty. Na nic nie ma czasu.
-
Przecież on nie pracuje – zauważyła niewinnie Majka.
-
Szuka pracy, a to zajęcie na cały etat! Aktywnie poszukuje interesującego i
adekwatnego do swoich osiągnięć zajęcia!
Majka
spojrzała we wsteczne lusterko, pochwyciła wzrok Gabrieli i udała, że wkłada
palec do gardła. Gabi, przysłuchująca się sprzeczce przyjaciółek z pobłażliwym
uśmiechem, z trudem zachowała powagę.
-
Jedynym jego prawdziwym osiągnięciem jesteś ty, Jula – odparła Majka bez cienia
ironii. Naprawdę tak myślała. Szkoda, że Julka nie ceniła siebie na tyle, by to
przyznać. – Lepiej sprawdź telefon, żebyś znów nie miała w domu awantury, a
potem cichych dni, bo śmiałaś nie odebrać połączenia od Tomusia-Zazdrośnika.
Julia
krzyknęła i wyszarpnęła z kieszeni komórkę.
-
O Boże! Dwanaście nieodebranych połączeń! – drżącymi dłońmi zaczęła wybierać
numer.
c.d za dwa tygodnie...
Nie ma takiej możliwości, żeby odcinki ukazywały się częściej, bo będzie tu zamieszczona cała książka, nie kawałek, nie kilka rozdziałów, tylko całość od tytułu do słowa "koniec". Ostatni odcinek ukaże się jesienią, przed premierą drugiego tomu. Tak zostało to uzgodnione z Wydawcą, a słowo Wydawcy to rzecz święta. :)
OdpowiedzUsuńZa to w międzyczasie będą się ukazywać wpisy na temat tej powieści, czy całej trylogii. Zobaczycie teledysk i prace nad teledyskiem, będą quizy i konkursy.
Naprawdę warto zaglądać tu częściej. :)
Super pomysł z tą książką w odcinkach
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Małgorzata :)
I znowu aż zatęskniłam za rodzinnym domem przeczytawszy ten piękny wstęp...
OdpowiedzUsuńKolejny odcinek za dwa tygodnie?? Skoro Wydawca kazał, tak musi być, ale Pani chyba rozumie, że dla czytelniczek to i tak wielki cios. Pierwszy odcinek cudowny, niby dopiero początek, a już czuć nadchodzące wielkie emocje, nie ma wątpliwości, że warto uzbroić się w cierpliwość i czekać na ciąg dalszy. :) Brawo Pani Kasiu, po raz kolejny udało się Pani zachwycić, oby tak dalej. Zastanawiam się tylko, czy kolejne części też będą zamieszczane w odcinkach, czy będą już tylko w formie książki?
OdpowiedzUsuńKolejne odcinki, aż do końca książki, będą publikowane tutaj co dwa tygodnie.
UsuńJejku ale fajnie! Bardzo podoba mi się ten pomysł. Już nie mogę się doczekać! Pozdrawiam Agnieszka
OdpowiedzUsuńI ciekawe co będzie dalej, już nie mogę doczekać się c.d. O matko jak ja wytrzymam te dwa tygodnie
OdpowiedzUsuńMocne wejście i od razu akcja :) Też nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Dziękuję za ten fragment.
OdpowiedzUsuńNowe motto: "Jeżeli my same nie wyciągniemy ręki po to, czego pragniemy, nikt za nas tego nie zrobi. Owszem, ktoś może nam pomóc w dotarciu do celu, ale to do nas należy pierwszy krok." Cudowne.
OdpowiedzUsuńPowieść pięknie się zaczyna, a ja mam pytanie: czy następne części również będą dostępne w internecie?
OdpowiedzUsuńTak, aż do końca powieści co dwa tygodnie będą się tutaj ukazywać kolejne odcinki.
UsuńAle się cieszę.Początek bardzo mi się podoba. Czekam na dalsze odcinki.Pozdrawiam!!!
OdpowiedzUsuńJestem zdecydowanie za wersją papierową książki niż elektroniczną, ale dla pani Kasi zrobię wyjątek, bo po przeczytaniu tego fragmentu na pewno wrócę tu za dwa tygodnie ;)
OdpowiedzUsuńJuż przepadłam :)czekam na następny i na cały trylogię :)
OdpowiedzUsuńCudnie!
OdpowiedzUsuńSzanowna Pani Katarzyno!
OdpowiedzUsuńOd dnia, w którym wiele lat (już 8?) przeczytałam przeuroczą "Poczekajkę" przyglądam się Pani i podziwiam, choć nigdy nie wypowiedziałam się na blogu. Teraz przyszedł czas, bo doszłam do wniosku, że musiała Pani zawrzeć jakiś tajemny pakt z nieczystą siłą:). To po prostu niemożliwe, żeby skończyć jedne z najtrudniejszych studiów, pisać książkę za książką, mieć miłość czytelników, uznanie wydawców i... tak wyglądać! To się nie godzi, żeby matka prawie dorosłego syna miała twarz i figurę dwudziestolatki, to nieprzyzwoite:)Jak nic jest Pani czarownicą, ot co! I czaruje Pan czytelników nieustannie! Pozdrawiam serdecznie i życzę kolejnych świetnych pomysłów!
Ewa
Dziękuję za przemiły wpisik! Co do figury - nie mam czasu na jedzenie :). Co do reszty: tak, przyznaję, trochę zaczarowuję rzeczywistość (i Czytelników)... :))
UsuńZapowiada się ciekawie :) Bardzo ni się podobało uwielbiam pani Kasiu pani styl pisania. Czekam na więcej :) 2tygodnie mam nadzieje że szybko miną :)
OdpowiedzUsuńPięknie się zapowiada a dwa tygodnie to za dużo. Baaa, ja już chcę całą trylogię mieć u siebie na półce. Wszystkie Pani książki chcę mieć. Kocham <3
OdpowiedzUsuńZielona strona jest przepozytywna.
OdpowiedzUsuńNa książkę już czekam!
Serdeczności Autorko:)
Chętnie zamiast tła z listkami wrzuciłabym coś z leśną polaną, ale tyle razy mi się ten blog posypał, gdy go tworzyłam, że teraz jak z jajkiem. Nic nie ruszam, nic nie poprawiam. Niech trwa i daje Wam wiele radości. :)
UsuńJuż nie mogę się doczekać całej trylogii na mojej półce ,zapowiada się pięknie , ale te dwa tygodnie to bardzo długo .Pani Kasiu uwielbiam czytać Pani książki .Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPani Kasiu!
OdpowiedzUsuńJest Pani wyjątkową pisarką i - sądząc po dotychczasowych Pani działaniach oraz wypowiedziach - wspaniałą osobą. Sądzę, że wielu współczesnych pisarzy światowej rangi mogłoby pozazdrościć Pani wyrobienia, poczucia humoru czy dystansu. Wiem, że taki warsztat rodzi się wraz z doświadczeniem, chociaż już początkowe Pani książki zwiastowały nadzwyczajny talent prozatorski. Jednak tym, co mnie najbardziej pociąga i inspiruje w Pani dokonaniach jest przejawiana przez Panią siła przebicia, płodność literacka oraz zawsze zachowana ciągłość narracyjna. Można powiedzieć, że każda Pani książka jest listem otwartym do Czytelniczek, listem kobiety do innych kobiet, życiowym, spójnym wewnętrznie i szczerym. Nie będę kłamać, że przeczytałam wszystkie Pani powieści, nie udzielam się też na Facebooku czy blogu, jednak zawsze regularnie śledzę posty na blogu, bo fascynuje mnie sposób w jaki tworzy Pani taką wspaniałą relację z Czytelniczkami. W zimnym, postmodernistycznym świecie brakuje nam okazji do nawiązania chociażby krótkiej, pogodnej rozmowy... Chociaż nie jestem z natury szczególnie sentymentalna, lgnę do wizji świata nieskończonych możliwości. Kiedy nie mogę odnaleźć w sobie siły do działania wchodzę na bloga, facebooka, sprawdzam newsy, czytam wpisy... Przypominam sobie o tym, że mam coś do zrobienia, że są kobiety, którym się udało spełnić w życiu. Pani Kasi się powiodło. Pracowała ciężko, nie zwątpiła, przetarła szlak :)
Pozdrawiam i życzę kolejnych sukcesów!
Anna
Kochana, dziękuję za wspaniałe, ciepłe słowa. Jeśli chodzi o moją relację z Czytelniczkami: ja Wam po prostu lubię. Szczerze, serdecznie lubię. I nie tylko dlatego, że kupujecie moje książki, lecz dlatego, że otrzymuję od Was wiele serdeczności, której na co dzień mi brak, bo jestem odludkiem. Poza tym jesteście moimi pokrewnymi duszami: romantyczne-pragmatyczki, każda z bagażem doświadczeń, problemów, mimo to nie poddajemy się. Jak nam źle, bierzemy do ręki książkę i zapadamy się w innych światach. Ja to kocham. Wy to kochacie. I to nas łączy. :)
UsuńZdecydowanie to kochamy. Ostatnio tak jakoś ciężko mi na duszy, stres mnie pożera w całości. Dziś miałam wrażenie, że to koniec, że już nie dam rady, ale wzięłam z półki "Poczekajkę", przeczytałam trzydzieści stron i już mi odrobinę lepiej. Pani Kasia - czarodziejka rzeczywistości. :)
UsuńNajpiękniejsze słowa, jakie może przeczytać pisarka, że choć odrobinę pomogłam.
UsuńTrzymaj się, dziewczyno.
:*
Przeczytałam, zapowiada się ciekawie. Teraz spokojnie czekam na dalszy ciąg. A ja potrafię czekać. W między tak zwanym czasie przeczytałam - Dwie części "sklepiku z niespodzianką" i "Kawiarenkę pod różą". Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie dotychczas napisane i wydane Pani Kasiu książki nie umiem ocenić ,która jest jest najgorsza lub najlepsza mnie osobiście wszystkie co do jednej urzekły .Szkoda że do tej trylogii będę musiała czekać do lata,bo te odcinki na blogu trochę za krótkie.Dziękuję za wspaniałe lektury od których ciężko się oderwać.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWiem, że krótkie, ale... apetyt rośnie w miarę jedzenia!! :)
Usuń:*
Świetny pomysł z tą powieścią w odcinkach.Zapowiada się ciekawie,miło,towarzysko i z pewnością będę tu zaglądać.Pozdrawiam wszystkie czytelniczki i ślę słoneczne uśmiechy do Pani Kasi.
OdpowiedzUsuńCieszę się! :)
UsuńPani Kasiu nie na szans na czytanie co dwa tygodnie ja juz muszę połknąć całą. ....a najbardziej lubię szelest kartek i zapach książki poczekam kupię i przeczytam od deski do deski
OdpowiedzUsuńJa też lubię szelest kartek i zapach farby drukarskiej. :)
UsuńOj rozbudza nam Pani apetyt tymi małymi kąskami :) Już nie mogę sie doczekać wydania papierowego (bo ja to z tych tradycjonalistek ;) )Coś czuję, że połknę je w całości za jednym zamachem. A tu cóż, robi nam Pani dietę , karmiąc po kawałku.
OdpowiedzUsuńDieta książkowa, ubawiłaś mnie szalenie! :D
UsuńDziękuję Pani Kasiu za miłą lekturę :) Pozdrawiam Ania :)
OdpowiedzUsuńPani Katarzyno. Swoimi książkami sprawiła pani, że sama zamarzyłam o takim małym domku pośrodku lasu albo na polanie. Taki "Wiśniowy dworek" Albo najlepiej Jabłoniowe wzgórze, śnią mi się po nocach jako spełnienie marzeń.
OdpowiedzUsuńOla
Życzę Ci więc, by się spełniły. :)
UsuńPani Kasiu, coś mi się wydaje, że będę potrzebowała całego opakowania chusteczek. Zaczyna się, jak każda nieprzewidywalnie, ale niesamowicie wciągająco!
OdpowiedzUsuńPanią i Pani książki powinno przepisywać się na receptach przeciw wszelkim chorobom :)
Byłyby to najzdrowsze leki na świecie. :)
UsuńPS. Będziesz potrzebowała chusteczek, gwarantuję...
Wiedziałam!
UsuńPani książki, już nie raz to mówiłam, pośród polskich pozycji są na pierwszym miejscu. Ja prywatnie mam bzika nie tylko na punkcie czytania, ale i stylistyki, techniki i tego, jak całość wygląda. Może dlatego, ze kiedyś byłam redaktorem i poprawiałam różne teksty. W Pani książkach, jako w jedynych, nie znalazłam ani grama błędu, bądź niespójności treści wcześniejszej z późniejszą. Do tego to, jak zbudowane są postaci bohaterów zakrawa na mistrzostwo!
Po raz kolejny kłaniam się po sama podłogę :)
Dzięki, kochana, za dobre słowo, choć przyznam, że błędy się zdarzają. Czasem ja ich nie wyłapię, czasem nawalą ci, co są od wyłapywania. Ale dziękuję, że doceniasz moją ciężką pracę. :*:*
UsuńPani Kasiu, zapowiada się fantastyczna powieść. Nie mogę się doczekać wersji papierowej ale z ciekawości zaglądać tu będę. Jestem na etapie czytania Pani książek czym też "zaraziłam" koleżanki z pracy. Kilka już za mną a troszkę wiecej przede mną. Mam nadzieję, że uda mi się przeczytać wszystkie Pani powieści. Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek a także na całą trylogię. Pozdrawiam serdecznie, Magdalena :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za przemiły wpisik! Myślę, że moje stałe Czytelniczki trochę Ci zazdroszczą, że jeszcze tyle przed Tobą. ;D
UsuńZapowiada się cudo na miarę serii kwiatowej :) Pięknie się zaczęło :* Teraz czas będę odliczać w co dwutygodniowych chwilach na Leśnej Polanie :)
OdpowiedzUsuńCieszę się! :)
UsuńCzekam cierpliwie na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńJeszcze trochę cierpliwości... :)
UsuńOj będzie się działo, nie wiem jak dam radę czekać te 14 dni ale znając Pani książki , wierzę że warto. Pozdrawiam serdecznie 😊
OdpowiedzUsuńCiekawie się zaczyna wciągnęło mnie Pani Kasiu już nie mogę się doczekać dalszej części.
OdpowiedzUsuńZapowiada się fantastycznie, nie mogę się doczekać kolejnych odcinków.
OdpowiedzUsuńSam pomysł z publikowaniem powieści w częściach jak dla mnie to strzał w dziesiątkę:-)
Doczekasz się. :) Cieszę się, że mój pomysł Ci się spodobał.
OdpowiedzUsuńBardzo mi sie podoba pomysl z odcinkami, szkoda, ze nie co tydzien ale mowi sie trudno. Ksiazka zapowiada sie bardzo ciekawie, jak wszystkie ksiazki Pani Kasi, sa one takie cieple, pomagaja na smutki i takie......kochane. Serdecznie pozdrawiam Ewa Zakrzewska
OdpowiedzUsuń